Kiedy tata pojechał do
szpitala, nadal nie mogłam nad sobą zapanować. Siedziałam z głową ukrytą w
rękach i płakałam. Najbardziej bolał fakt, że mogę stracić mamę właściwie w
każdym momencie, bo może choroba jest zaawansowana, a ona jak zwykle ukrywa
prawdę mówiąc, że jest inaczej. Czułam się oszukana, zrozpaczona i bezsilna
jednocześnie. Za dużo wydarzyło się w ostatnim czasie, bym łatwo się
pozbierała. Pewnie tak bym dalej wyła, gdyby nie Konstancja, która cicho weszła
do pokoju i siadła obok mnie.
-Róża, nie płacz już –
delikatne dotknęła mojego ramienia. – Z mamą będzie dobrze, zobaczysz. Przecież
nie zostawi nas samych. Ja wiem, że ona wyzdrowieje.
Przetarłam łzy rękawami
bluzy i spojrzałam na siostrę. Martwiła się.
-Chciałabym, żeby tak było
– westchnęłam, zgarniając jej kosmyk włosów za ucho. Oczy Kostki błyszczały
nienaturalnie, a policzki były zdecydowanie za czerwone. Dotknęłam jej czoła,
wydawało mi się za ciepłe. – Młoda, ty masz chyba temperaturę.
-Przestań, nie mam –
skrzywiła się nieznacznie. Pozostałam nieugięta, wysłałam ją do łóżka i
przyniosłam termometr. Nie myliłam się, miała ponad 38, 3. – No ja już
wcześniej się kiepsko czułam, ale ty z tatą tak przeżywacie chorobę mamy, no
więc nie chciałam wam zawracać głowy… - powiedziała w końcu, biorąc leki
przeciwgorączkowe.
-Kosta, czasem twoja
szlachetność bywa naprawdę zabójczo głupia – otuliłam ją szczelnie kołdrą,
uśmiechając się lekko. Zostawiłam Młodą samą i poszłam zobaczyć, co robi Igor.
Nie byłam zbytnio zdziwiona, kiedy po raz kolejny urządził sobie wyścigi
samochodowe na komputerze, zupełnie olewając lekcje.
-Różana, pograj ze mną –
uczepił się mnie, gdy tylko weszłam do jego pokoju. – Bo tata miał się grać,
ale był zajęty mamą.
Nie mogłam mu odmówić, bo
zastosował technikę miny a’la smutny piesek którą podpatrzył u taty. Przez chwilę zapomniałam o problemach i tego
samego chciałam dla dzieciaków. Wystarczyło, że ja z tatą się martwiliśmy.
Zadzwoniłam do niego, kiedy ułożyłam Igora spać. Mama miała mieć następnego
dnia po południu operację usunięcia tego nowotworu, ponieważ lekarze zdecydowali,
że tak będzie najlepiej, potem miały ją czekać chemioterapie. Rozmawialiśmy we
trójkę, wydawała się być dość optymistycznie nastawiona, a ja by jej nie
dołować, starałam się opanować drżenie głosu i łzy płynące po policzkach. Ledwo co skończyłam rozmowę, gdy usłyszałam
dzwonek do drzwi.
-Co ty tu robisz? –
rzuciłam gniewne spojrzenie Oliwierowi.
-Słyszałem, co się dzieje
z twoją mamą i pomyślałem, że będę mógł ci jakoś pomóc – przeczesał nerwowo
palcami swoją blond grzywkę.
-Ploteczki szybko się
roznoszą! – prychnęłam, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Nie masz tu
jakichś fotoreporterów, by zrobili focie pokazujące, jaki jesteś wielkoduszny i bezinteresowny?
Nie? Ojej…
-Róża, pytam całkowicie
serio – patrzył na mnie tymi swoimi dużymi, szarymi ślepiami, a ja czułam się
jak zlękniony uczniak przed surowym nauczycielem, chociaż zachowywałam się
zgoła odmiennie.
-Potem mnie wyśmiejesz
przy wszystkich i poniżysz. Nie, nie i jeszcze raz nie. No, idź. Jestem na tyle
duża, by dać sobie radę – zamknęłam mu przed nosem drzwi, nie zważając na to,
że chciał jeszcze coś powiedzieć. Jego wizyta z dupy wzięta rozwaliła mnie
doszczętnie. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Spać zupełnie
nie mogłam.
Nie byłam w szkole. Konstancja nadal gorączkowała. Tata, który
przyjechał w nocy, żeby zabrać dla mamy parę rzeczy i się przespać rano, dał mi
parę wskazówek co do zajmowania się Kostką. Zaprowadziłam Igora na lekcje i
wróciłam do domu, próbując zająć się czymś pożytecznym. Zrobiłam obiad, trochę
posprzątałam, ale co najważniejsze, szczerze porozmawiałam z siostrą. Nigdy bym
nie podejrzewała, że stać ją na takie dojrzałe przemyślenia. Nie starałyśmy się
nawzajem pocieszać, prosto w twarz mówiłyśmy sobie wszelkie obawy, więc kiedy
tata zadzwonił, że mamę zabrali na salę operacyjną rozwyłyśmy się jak głupie i
z tego o mały włos zapomniałabym odebrać Młodego ze szkoły. Igor opowiadał mi o
pochwale nauczycielki, o zabawie z kolegami,
ja tylko przytakiwałam głową, myślami będąc w szpitalu. W
przeciwieństwie do niego my z Kostą dziubałyśmy obiad, aż zupełnie ostygł. W
końcu tata zadzwonił ponownie, że mama jest już po operacji, ale ciągle pod
narkozą i gdy się wybudzi, to da nam znać. Czekanie na jej wybudzenie było
potworne. Minuty wlokły się niemiłosiernie, a przy przepisywaniu lekcji
wysłanych przez Magdę ręka mi się trzęsła, więc rzuciłam to w cholerę. Dziwiłam
się sama sobie, że nie chciałam obecności dziewczyn, potrzebowałam samej
siebie, bo ta gdzieś zwiała i nie szykowała się do powrotu. Nerwowe łażenie po
domu i spoglądanie na ekran telefonu zamieniłam na bezczynne leżenie na łóżku
ze słuchawkami w uszach. Spokój nadszedł
z ojcowską informacją o przebudzeniu mamy, wtedy też zaczęłam pisać.
Wcześniej uważałam, że zupełnie się do tego nie nadaje i przyniosę tym wstyd
mamie, mimo że ta mnie na pisanie namawiała. Dlatego wzięłam długopis i kartkę
i pisałam. Dużo, długo, nieco chaotycznie i bez sensu.
Odwiedziłam ją już kolejnego
dnia, przed południem. Była osłabiona, ale ucieszyła się z mojej wizyty. Jako
że nie mogła mówić, pisałyśmy w notatniku. Puszczałam jej piosenki,
zdecydowałam się nawet przeczytać moje bazgroły. Cieszyła się. Drugiego dnia
przyszłam z Konstancją i Igorem. Siedzieliśmy w piątkę w sali, tata wygłupiał
się z Młodym, Kostka co chwilę dopytywała się, czy czegoś mamie nie przynieść. Ja
siedziałam sobie po cichu wierząc, że wszystko będzie dobrze. Poza tym,
przyjechała babcia, rozpieszczając nas kulinarnie do granic przyzwoitości.
Kolejne dni wyglądały
podobnie, najpierw szkoła potem wizyta w szpitalu. Mama odzyskiwała głos,
bardzo dobrze przyjęła też pierwszą, eksperymentalną dawkę chemii. Ten dzień
też wydawał się być dosyć w porządku i był, dopóki nie zobaczyłam, kto
przyszedł w odwiedziny.
-Dzień dobry –
powiedziałam niepewnie, siadając na taborecie.-Coś się stało?
-Róża, słonko, musisz się
czegoś dowiedzieć – mama złapała mnie lekko za dłoń. Bez większego zagłębiania
się w sprawę wyczułam, o co chodzi.
-Mów – westchnęłam, zdając
sobie sprawę, że jestem zupełnie niedojrzała i nieprzygotowana na wiadomość,
którą miałam usłyszeć. Miałam ochotę uciec stamtąd, schować się pod łóżko i
nigdy spod niego nie wychodzić. Zwyczajnie się bałam, jak dalej będzie
wyglądało moje marne, chwilami nic nie warte życie.
----------------------------------------------------------------------------------------
SPOILER : Róża w następnym odcinku pozna ojca.
Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli, w niedalekiej przyszłości-klik. A z Różą pożegnamy się zapewne za 2, 3 odcinki.
Ha, no pewnie, kończ w takim momencie. Biedna ta Róża, tyle rzeczy naraz jej się zwaliło na głowę.
OdpowiedzUsuńHahahahah! Hahahahahah! Nie! Ty nigdzie nie idziesz! Nie pozwalam!
OdpowiedzUsuńnie no, ja tu czytam, czytam, jest, już się wyjaśni, a tu, koniec rozdziału. to jest za dobre, ja Cię nigdzie nie puszczam.
OdpowiedzUsuńCzyli wreszcie się dowiemy kto jest ojcem Róży. Ja w tym temacie kompletnie nie mam przypuszczeń. Chociaż, po głowie chodzi mi, że może być nim Cupko? Moja chora wyobraźnia. Na pewno przeżyje ogromny szok. Czy mi się wydaję, że Oliwierowi troszkę zależy na Róży?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dzuzeppe
Ps. Zapraszam na http://add-me-wings.blogspot.com/
szkoda Róży, ale co jej nie zabije to ją wzmocni. i zdecydowanie nie powinnaś kończyć w takim momencie! ;d
OdpowiedzUsuńJak możesz nam to robić, kończysz w takim momencie !! Teraz się nie będe mogła skupić i się będe zastanawiać kto to jest. Może Winiar ? Wkońcu dziewczyny mówiły że jest do niego podobna.
OdpowiedzUsuńNie moge się doczekać następnego. Bardzo się ciesze że trafiłam na twoją historię.
POZDRAWIAM
WINIAROWA:)
Nie no, oczywiście, nie mam problemu z kończeniem w takim momencie. Teraz będę się zadręczać kim jest ten pan.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny! Sama jestem, ciekawa kto w końcu będzie jej ojcem, no i jeszcze ta wizyta Oliwiera... Chyba na tym się nie skończy?:)
OdpowiedzUsuńKończ w ten sposób, proszę bardzo. Wykończysz nas nerwowo, ale co tam... ;)
OdpowiedzUsuńktórą podpatrzył u taty.' xD W ogóle jakie to wszystko inne...Z perspektywy dziecka siatkarza...Strasznie ciekawy pomysł;)
OdpowiedzUsuń