sobota, 9 marca 2013

7.




Wciąż nie umiem uwierzyć, że nadal jestem Ci obca.
Jestem tajemnicą.

Odcięłam się więc od wszystkich znienawidzonych przeze mnie rzeczy,
Ale także od zwycięstw, które odniosłam.
Jednym z największych byłeś właśnie Ty.

    Naciągnęłam rękawy na dłonie, przyglądając się swojemu ojcu. Ojciec. To tak dziwnie brzmiało. Mama po prostu wskazała na Winiarskiego i powiedziała ‘To twój biologiczny ojciec, Różo’. Nie byłam zszokowana ani bardzo zaskoczona. Przecież tego się spodziewałam i sama do tego doszłam.  Nikt się nie odzywał.
-Pani o tym wiedziała? – zwróciłam się do Winiarskiej.
-Tak – przytaknęła.
-A ty? – spytałam Oliwiera.
-Wiedziałem – odpowiedział. Próbowałam odgadnąć wyraz jego twarzy. Wyglądał na przerażonego, że to wszystko się wydało. To ja powinnam być bardziej przerażona. Chyba przez ten czas zdążyłam się przyzwyczaić do myśli, że biologicznym ojcem może być Winiarski a Oliwier, ta uwielbiana przez dziewczyny gwiazda polskiej siatkówki, moim przybranym bratem.
-Dowiem się, jak to się stało? – odważyłam się zadać te najważniejsze pytanie. Spojrzałam wymownie na ojca. To od niego chciałam usłyszeć prawdę.
-Miałem romans z twoją mamą – odezwał się niepewnie, spuszczając wzrok na podłogę.
-Acha – mruknęłam. Na nic więcej nie było mnie stać. To też podejrzewałam. Z jednej strony, to wszystko przewidywałam i nie byłam zaskoczona, ale z drugiej nie mogłam sobie uświadomić tej nowej sytuacji. – Czyli byłam wpadką?
-Czemu tak uważasz? – spytał nadal niepewnie.
-Skoro miałeś… miał pan romans, to raczej nie byłam planowana – prychnęłam. Ponownie nastała cisza, przerywana pikaniem sprzętu podłączonego do mamy.
-Jak się czujesz? – zmieniłam temat.
-Róża… ja wiem, że to dla ciebie trudna sytuacja. Chcę, żebyś się zastanowiła, co z tym zrobić – powiedziała. W jej oczach malował się ból. Powrót do przeszłości musiał ją sporo kosztować w tym stanie. Do tego dała mi wolną rękę w działaniu. Chyba wolałam, by na mnie narzuciła jakąś decyzję.
-Wszystko zależy od ciebie – dodał Winiarski.
-Spoko – wstałam, mając zamiar jak najszybszego ewakuowania się stamtąd. – Tato, o której wrócisz do domu?
-Niedługo – tata się uśmiechał, chociaż w środku na pewno cierpiał. Wyszłam ze szpitala, nie mogąc znieść rzeczywistości z każdą sekundą przytłaczającą mnie coraz mocniej. W domu udawałam, że nic się nie stało, resztkami sił powstrzymując się od płaczu. Napisałam Amelii, by przyjechała następnego dnia. Odebrałyśmy ją z dziewczynami z dworca i poszłyśmy do naszego parku, chowając się w najgłębszej alei. Paliłyśmy, na co Amela kręciła głową, ale nie krytykowała. Długo mówiłam tylko ja. Opowiadałam o swoich rozterkach, emocjach, uczuciach, obawach. Płakałam, dzięki czemu poczułam się odrobinkę lepiej. Obecność dziewczyn także pomogła. Kiedy się uspokoiłam i zostałam doprowadzona do używalności, odstawiły mnie do domu. Tata widząc mnie przestał czytać książkę.
 -Może to pomoże ci podjąć decyzję – przytulił mnie i dał reklamówkę, w której schowałam zeszyty mamy. – Dopiero teraz to przeczytaj. O nic nie pytaj, mama prosiła, żebyś to przeczytała.

Ale co powinna zrobić brązowooka dziewczyna?
Jej cała przyszłość składa się na gonieniu kartki papieru.
Wszystko, co mogę od Ciebie dostać, to Twoje mądre "Do zobaczenia"

    Od dziewiętnastej do trzeciej w nocy przeczytałam wszystko, wypijając dziesięć herbat i zużywając dwie paczki chusteczek. Przeszłość była brutalna i gorzka. Bolała wyrzeczeniami, kłamstwami i niedopowiedzeniami. Ogólnie to moja mama wplątała się w romans z Winiarskim, on był gotów do niej odejść, ale kiedy mama zaszła w ciążę, zerwała to. Skłamała, że miała kogoś na boku, bo nie chciała niszczyć jego rodziny. On się wkurzył, krzyczał, że nie chce jej znać, że ją naprawdę pokochał. Ona też go kochała, ale jak pisała, Oliwier z Dagmarą nie zasługiwali na to. Tata zaczął pomagać mamie i się do siebie zbliżyli. Kiedy miałam cztery lata, było to dokładnie cztery miesiące przed ich ślubem, jechałam z dziadkami i ciocią samochodem. Mieliśmy wypadek, jako jedyna ucierpiałam i to bardzo poważnie. Potrzebna była krew do operacji, taką samą grupę miał tylko właśnie Winiarski. Mama powiedziała mu prawdę, on nie chciał uwierzyć i nawyzywał ją od najgorszych. Ich rozmowę usłyszała Winiarska z Oliwierem. Kazała mu wziąć odpowiedzialność i przekazać krew. Po operacji nawet nie przyszedł by zobaczyć, jak się czuję. Nie chciał mnie. Oboje z mamą ustalili, że nie będzie mieszał się w moje życie. Niby wierzyłam w tą wersję, ale miałam wątpliwości. Zamiast pójść do szkoły, przed południem poszłam się z nim zobaczyć. Skłamałam, że to od niego pierwszego chcę się dowiedzieć, w jaki sposób dowiedział się, że jestem jego córką. Właściwie ta wersja niewiele różniła się od wersji mamy. Przyznał, że nie wierzył, jakoby był moim ojcem, a potem chciał się zaangażować w moje wychowanie, tyle że się bał i mama była temu przeciwna, stąd ta decyzja o ukrywaniu prawdy. Jednak powiedział coś, co mnie bardzo zdziwiło. Chciał, razem z Dagmarą i Oliwierem być dla mnie rodziną.
-Jesteś pewny? – spytałam wtedy, głośno przełykając ślinę. – To nie jest jakaś pochopna decyzja z waszej strony?
-Róża, damy radę wszystko nadrobić – odpowiedział pełen nadziei. – Wiem, popełniłem wiele błędów w związku z tobą, ale daj nam szansę. Zastanów się.
Zastanawiałam się dokładnie trzy dni. Całe te dnie zrobiłam mnóstwo kartek z ‘za i przeciw’, nie mogąc się zdecydować. Nie wyobrażałam sobie życia z Winiarskimi. Kojarzyłam to sobie z życiem na zupełnie innej planecie, na innych zasadach i warunkach. Przerażało mnie to, jednocześnie ciekawiąc i kusząc. Poza tym, miałam pretensje do Winiarskiego, że nie walczył. Nie walczył o mnie, wcześniej nie uznając ojcostwa. Biorąc pod uwagę zachowanie mamy miał do tego prawo, ale to bolało. Czułam straszliwy zawód, dlatego mogłam zrobić tylko jedno. Zdenerwowana wybrałam się do Winarskich. Otworzył mi Michał, wyraźnie ciesząc się na mój widok.
-Ja tylko na chwilę - powiedziałam cicho, ale wystarczająco pewnie. Winiarski wpuścił mnie do środka. - Nie chcę nic zmieniać - wyznałam od razu.
-Rozumiem - pokiwał twierdząco głową.
-Nie rozumie pan - nie dałam mu dokończyć. - Nie potrzebuję mieć drugiego ojca. Nie potrzebuję mieć drugiej, weekendowej rodziny. Ja po prostu chciałam wiedzieć, po kim mam geny. Szczerze, chciałby pan mieć ojca, który kiedy dowiedział się o istnieniu swojego dziecka o mały włos nie pozwolił mu umrzeć? Widzi pan, ja nie chcę. Nie chcę drugiego etatowego tatuśka. Proszę mnie nawet nie przekonywać, bo panu się nie uda. Nie chcę zupełnie nic. Geny to jeszcze nie rodzina. Do widzenia.
Wyszłam. Otuliłam szyję chustą, założyłam słuchawki na uszy i ruszyłam do szpitala, zanieść mamie zapiski z nowej książki. Chyba cieszyła się z podjętej przeze mnie decyzji. Potem wróciłam do domu. Pomogłam dzieciakom odrobić lekcje, zrobiłam obiad na kolejny dzień a w końcu siadłam z moim tatą. Jedliśmy zrobione przez niego ciasto czekoladowe, trochę przypalone, ale co tam. Najważniejsze, że był. Cały czas był.

KONIEC.


------------------------------------------------------

Wiem wiem, miało być o dwa rozdziały dłużej, ale stwierdziłam, że na tym powinno się zakończyć. Dobra, jestem przewidywalna. Winiarski miał być od samego początku, końcówka miała być za to inna. Dziękuję Wam za obecność tutaj, bardzo bardzo dziękuję. Teraz kończymy Ofelię, wracamy do Zosi i Julki i zaczynamy miniatury. W następnym tygodniu nie oczekujcie niczego nowego, bo w poniedziałek wyjeżdżam z moją durnowatą klasą do Francji, za dwa tygodnie też może być cienko, bo po powrocie właściwie codziennie mam coś do nauczenia. Wracając do miniaturek, jeżeli macie jakieś specjalne życzenia, to możecie je pisać w komentarzach pod zakładką Historie, na pewno je rozważę. Więc mam nadzieję, że Róża Wam się podobała i nie zawiodłam Was tym krótkim opowiadaniem. Do napisania ;)

sobota, 2 marca 2013

6.



Kiedy tata pojechał do szpitala, nadal nie mogłam nad sobą zapanować. Siedziałam z głową ukrytą w rękach i płakałam. Najbardziej bolał fakt, że mogę stracić mamę właściwie w każdym momencie, bo może choroba jest zaawansowana, a ona jak zwykle ukrywa prawdę mówiąc, że jest inaczej. Czułam się oszukana, zrozpaczona i bezsilna jednocześnie. Za dużo wydarzyło się w ostatnim czasie, bym łatwo się pozbierała. Pewnie tak bym dalej wyła, gdyby nie Konstancja, która cicho weszła do pokoju i siadła obok mnie.
-Róża, nie płacz już – delikatne dotknęła mojego ramienia. – Z mamą będzie dobrze, zobaczysz. Przecież nie zostawi nas samych. Ja wiem, że ona wyzdrowieje.
Przetarłam łzy rękawami bluzy i spojrzałam na siostrę. Martwiła się.
-Chciałabym, żeby tak było – westchnęłam, zgarniając jej kosmyk włosów za ucho. Oczy Kostki błyszczały nienaturalnie, a policzki były zdecydowanie za czerwone. Dotknęłam jej czoła, wydawało mi się za ciepłe. – Młoda, ty masz chyba temperaturę.
-Przestań, nie mam – skrzywiła się nieznacznie. Pozostałam nieugięta, wysłałam ją do łóżka i przyniosłam termometr. Nie myliłam się, miała ponad 38, 3. – No ja już wcześniej się kiepsko czułam, ale ty z tatą tak przeżywacie chorobę mamy, no więc nie chciałam wam zawracać głowy… - powiedziała w końcu, biorąc leki przeciwgorączkowe.
-Kosta, czasem twoja szlachetność bywa naprawdę zabójczo głupia – otuliłam ją szczelnie kołdrą, uśmiechając się lekko. Zostawiłam Młodą samą i poszłam zobaczyć, co robi Igor. Nie byłam zbytnio zdziwiona, kiedy po raz kolejny urządził sobie wyścigi samochodowe na komputerze, zupełnie olewając lekcje.
-Różana, pograj ze mną – uczepił się mnie, gdy tylko weszłam do jego pokoju. – Bo tata miał się grać, ale był zajęty mamą.
Nie mogłam mu odmówić, bo zastosował technikę miny a’la smutny piesek którą podpatrzył u taty.  Przez chwilę zapomniałam o problemach i tego samego chciałam dla dzieciaków. Wystarczyło, że ja z tatą się martwiliśmy. Zadzwoniłam do niego, kiedy ułożyłam Igora spać. Mama miała mieć następnego dnia po południu operację usunięcia tego nowotworu, ponieważ lekarze zdecydowali, że tak będzie najlepiej, potem miały ją czekać chemioterapie. Rozmawialiśmy we trójkę, wydawała się być dość optymistycznie nastawiona, a ja by jej nie dołować, starałam się opanować drżenie głosu i łzy płynące po policzkach.  Ledwo co skończyłam rozmowę, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi.
-Co ty tu robisz? – rzuciłam gniewne spojrzenie Oliwierowi.
-Słyszałem, co się dzieje z twoją mamą i pomyślałem, że będę mógł ci jakoś pomóc – przeczesał nerwowo palcami swoją blond grzywkę.
-Ploteczki szybko się roznoszą! – prychnęłam, wsuwając dłonie do kieszeni spodni. – Nie masz tu jakichś fotoreporterów, by zrobili focie pokazujące,  jaki jesteś wielkoduszny i bezinteresowny? Nie? Ojej…
-Róża, pytam całkowicie serio – patrzył na mnie tymi swoimi dużymi, szarymi ślepiami, a ja czułam się jak zlękniony uczniak przed surowym nauczycielem, chociaż zachowywałam się zgoła odmiennie.
-Potem mnie wyśmiejesz przy wszystkich i poniżysz. Nie, nie i jeszcze raz nie. No, idź. Jestem na tyle duża, by dać sobie radę – zamknęłam mu przed nosem drzwi, nie zważając na to, że chciał jeszcze coś powiedzieć. Jego wizyta z dupy wzięta rozwaliła mnie doszczętnie. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Spać zupełnie nie mogłam.


     Nie byłam w szkole.  Konstancja nadal gorączkowała. Tata, który przyjechał w nocy, żeby zabrać dla mamy parę rzeczy i się przespać rano, dał mi parę wskazówek co do zajmowania się Kostką. Zaprowadziłam Igora na lekcje i wróciłam do domu, próbując zająć się czymś pożytecznym. Zrobiłam obiad, trochę posprzątałam, ale co najważniejsze, szczerze porozmawiałam z siostrą. Nigdy bym nie podejrzewała, że stać ją na takie dojrzałe przemyślenia. Nie starałyśmy się nawzajem pocieszać, prosto w twarz mówiłyśmy sobie wszelkie obawy, więc kiedy tata zadzwonił, że mamę zabrali na salę operacyjną rozwyłyśmy się jak głupie i z tego o mały włos zapomniałabym odebrać Młodego ze szkoły. Igor opowiadał mi o pochwale nauczycielki, o zabawie z kolegami,  ja tylko przytakiwałam głową, myślami będąc w szpitalu. W przeciwieństwie do niego my z Kostą dziubałyśmy obiad, aż zupełnie ostygł. W końcu tata zadzwonił ponownie, że mama jest już po operacji, ale ciągle pod narkozą i gdy się wybudzi, to da nam znać. Czekanie na jej wybudzenie było potworne. Minuty wlokły się niemiłosiernie, a przy przepisywaniu lekcji wysłanych przez Magdę ręka mi się trzęsła, więc rzuciłam to w cholerę. Dziwiłam się sama sobie, że nie chciałam obecności dziewczyn, potrzebowałam samej siebie, bo ta gdzieś zwiała i nie szykowała się do powrotu. Nerwowe łażenie po domu i spoglądanie na ekran telefonu zamieniłam na bezczynne leżenie na łóżku ze słuchawkami w uszach. Spokój nadszedł  z ojcowską informacją o przebudzeniu mamy, wtedy też zaczęłam pisać. Wcześniej uważałam, że zupełnie się do tego nie nadaje i przyniosę tym wstyd mamie, mimo że ta mnie na pisanie namawiała. Dlatego wzięłam długopis i kartkę i pisałam. Dużo, długo, nieco chaotycznie i bez sensu.
Odwiedziłam ją już kolejnego dnia, przed południem. Była osłabiona, ale ucieszyła się z mojej wizyty. Jako że nie mogła mówić, pisałyśmy w notatniku. Puszczałam jej piosenki, zdecydowałam się nawet przeczytać moje bazgroły. Cieszyła się. Drugiego dnia przyszłam z Konstancją i Igorem. Siedzieliśmy w piątkę w sali, tata wygłupiał się z Młodym, Kostka co chwilę dopytywała się, czy czegoś mamie nie przynieść. Ja siedziałam sobie po cichu wierząc, że wszystko będzie dobrze. Poza tym, przyjechała babcia, rozpieszczając nas kulinarnie do granic przyzwoitości.
Kolejne dni wyglądały podobnie, najpierw szkoła potem wizyta w szpitalu. Mama odzyskiwała głos, bardzo dobrze przyjęła też pierwszą, eksperymentalną dawkę chemii. Ten dzień też wydawał się być dosyć w porządku i był, dopóki nie zobaczyłam, kto przyszedł w odwiedziny.  
-Dzień dobry – powiedziałam niepewnie, siadając na taborecie.-Coś się stało?
-Róża, słonko, musisz się czegoś dowiedzieć – mama złapała mnie lekko za dłoń. Bez większego zagłębiania się w sprawę wyczułam, o co chodzi.
-Mów – westchnęłam, zdając sobie sprawę, że jestem zupełnie niedojrzała i nieprzygotowana na wiadomość, którą miałam usłyszeć. Miałam ochotę uciec stamtąd, schować się pod łóżko i nigdy spod niego nie wychodzić. Zwyczajnie się bałam, jak dalej będzie wyglądało moje marne, chwilami nic nie warte życie.


----------------------------------------------------------------------------------------

SPOILER : Róża w następnym odcinku pozna ojca. 
Dla tych, którzy jeszcze nie widzieli, w niedalekiej przyszłości-klik.  A z Różą pożegnamy się zapewne za 2, 3 odcinki.

sobota, 23 lutego 2013

5.



Do Amelii dotarłyśmy około osiemnastej. Odebrała nas z Dworca Centralnego, do jej mieszkania dojechałyśmy autobusem. Am przygotowała wszystko idealnie-wysprzątała i przygotowała masę jedzenia. Zdecydowałyśmy się, że odkrywanie przeszłości zaczniemy chronologiczne. Od zawsze wiedziałam, że moja mama miała jakieś powiązania ze światkiem siatkarskim. Znała mamy Magdy i Ludmiły, a one były związane z siatkarzami, znaczy się, ciocia Elena związała się z wujkiem Michałem, a ciocia Ilona z wujkiem Zbyszkiem. Potem jakoś poznała ciocię Agę, mamę Amelii i zaczęło się prawdziwe ciąganie z siatkarzami.
Sięgnęłam do mojej torby. Zeszyty mamy zawinęłam w reklamówkę, którą z kolei schowałam na dnie torby. Nie brakowało mi niczego, oprócz właśnie tej reklamówki. Wywaliłam wszystkie rzeczy na podłogę, zeszytów jak nie było, tak nie było.
-Brawo Atanasijević – mruknęła Magda zapychając się granatem.  
-Jestem pewna, że je pakowałam! – warknęłam rozpaczliwie. – Kurwa! Matka wchodziła do mnie do pokoju, bo niosła mi bluzkę. Jak nic zajrzała to torby i wyciągnęła tą reklamówkę!
-Zwal swoje pierdólstwo na matkę – Amelia z niezadowoleniem pokręciła głową. – Zapomniałaś i tyle. Sama będziesz musiała to przeczytać.
-Nie przeczytam, bo na bank matka zabrała! – w tamtym momencie miałam ochotę zadzwonić do mamy i jej wszystko wykrzyczeć. Byłam na nią wściekła. – Jezu, czemu ona tak bardzo nie chce, żebym się dowiedziała?!
-Bo uważa, że takie wyjście jest najlepsze – odezwała się Ludmiła. – Prawdopodobnie twoim biologicznym ojcem jest albo Winiarski albo Bąkiewicz. Dodatkowo, z zapisków twojej mamy wynika, że miała z którymś z nich romans podczas ich małżeństwa. To już powinno dać ci do myślenia.
-Dobra, Ludmiła, a postaw się na moim miejscu! Chyba chciałabyś wiedzieć, kto cię do kurwy nędzy spłodził!
-Szczerze? Nie.
-Nie wierzę ci.
-To nie wierz. Tylko że ja biorę pod uwagę, że mogę zniszczyć komuś życie, ty jesteś jak zwykle zajęta czubkiem własnego nosa!
-Ja? Ja jestem zajęta czubkiem własnego nosa?!
-Tak, ty! Zawsze interesowałaś jedynie samą sobą, a to, co dzieje się u osób wokół ciebie niewiele cię interesowało, w końcu Róża Atanasijević zawsze jest w centrum!
-Ludmiła, co ty pieprzysz? Dobrze wiesz, że nienawidzę być w centrum zainteresowania!
-OGARNIJCIE SIĘ OBYDWIE! – wrzasnęła Amelia. – Wy nie macie co robić?! Mila, o co tobie chodzi?
-Bo… bo… przepraszam – wydukała Bartman, spuszczając wzrok na podłogę. – Po prostu boję się, że mój ojciec może być też twoim ojcem…
-Na jakiej podstawie tak sądzisz? – spytałam ostrożnie. – Przecież już prawie wiem, kto nim jest i na pewno to nie twój.
-Wczoraj nad tym myślałam, strasznie długo myślałam i gdyby jednak było inaczej i miałybyśmy wspólnego ojca, to… to wszystko byłoby dziwne i ja zupełnie nie wiedziałabym, co by z nami dalej było – wyznała, nadal się na mnie nie patrząc. – Dlatego proszę, zastanów się nad tym.
-Zmieńmy temat – rzuciłam sucho. Nie chciałam się przyznać, że słowa Ludmiły dały mi do myślenia.
-Moja matka jest chyba w ciąży – powiedziała Amelia, skubiąc serwetkę. – Przestała rano pić kawę, ma dziwne humory, a co lepsze, wczoraj wyciągnęła swoje ciążowe ubrania z piwnicy.
-To miałabyś wesoło – zaśmiała się Magda. – Chociaż…. Opowiem wam, co mi się ostatnio przydarzyło. W tamtym tygodniu szukałam zapasowego klucza od drzwi do bloku. Znalazłam paczkę prezerwatyw. Pomyślałam sobie : okej, Elena z Michałem szykują mi pierwszą w życiu pogadankę o seksie, może być zabawnie. Tymczasem, wracam sobie grzecznie w poniedziałek do domu nastawiona na to, że będę sama, skoro kończyliśmy wcześniej. Co zastaję? ‘Michał, Michał, ahhhh, ahh, tak, tak!’ NIGDY W ŻYCIU NIE BYŁAM BARDZIEJ ZAŻENOWANA – ledwo co Lena skończyła opowiadać, gdy z dziewczynami leżałyśmy ze śmiechu. Takich rewelacji to ja chyba nigdy wcześniej nie widziałam.
-I co zrobiłaś? – spytałam.
-No wyszłam! – Magda machnęła rękami w powietrzu. – Moje granice co do działań rodziców skończyły się w tamtym momencie. Naprawdę, cieszcie się, że wy czegoś takiego nie przeżyłyście, chyba nic gorszego nie może się przytrafić.


        Głęboko wierzyłam, że rzeczywiście nic gorszego się nie stanie. Do Bełchatowa wróciłyśmy późnym popołudniem, w deszczu doczłapałam się do domu mając nadzieję na względy spokój. Takiego też był przez pierwsze kilka minut. W salonie zastałam siedzącego samego ojca.
-Gdzie mama? – zapytałam, siadając obok niego. Wyglądał na bardzo przybitego, a to jednak rzadki widok
-Róża… to dość trudna sytuacja – złapał mnie za rękę. – Mama zasłabła, jakąś godzinę temu zawiozłem ją do szpitala.
-Aż tak źle się czuła?
-Ona nie chciała ci mówić… mama ma raka tarczycy.
W pierwszym momencie wydawało mi się, że źle usłyszałam, albo że to mi się śni, bynajmniej pragnęłam, żeby tak było. Zacisnęłam mocno zęby, powstrzymując łzy.
-Możesz mi to wyjaśnić? – poprosiłam cicho.
-Mama od dłuższego czasu źle się czuła. Pamiętasz, jak naśmiewaliśmy się, że ta chrypa na dobre się w niej zadomowiła? To był jeden z objawów. Namówiłem ją na badania. Lekarz wysłał ją do endokrynologa i postawił tą diagnozę… Całe szczęście, to wczesna faza i guz jest niewielki. Mama miała mieć w przyszłym miesiącu operację, ale teraz nie wiadomo, skoro tak zasłabła… - tata westchnął głęboko, przecierając dłońmi twarz. Ciągle nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam przed chwilą.
-Czemu nic nie mówiła?
-Bo nie chciała was martwić.
-Stwierdziła, że lepiej postawić nas przed faktem dokonanym, tak?! To powiedz jej, że się  myliła! – wściekłam się wbrew sobie i wybiegłam do swojego pokoju, gdzie wybuchłam niepohamowanym rykiem. Tata poszedł za mną. Krzyczałam, że ciągle mnie okłamuje, że boi się powiedzieć prawdę, po czym wtuliłam się w niego i dalej wyłam. Nie wiem, ile tak siedzieliśmy. Z otępienia wyrwał mnie jego głos.
-Róża, jadę do mamy zobaczyć, co się z nią dzieje – szepnął, przecierając kciukiem łzy z moich policzków. – Mam jej coś przekazać?
-Powiedz, że ją kocham.


----------------------------------------------------------------------------------

 Pomęczę Was jeszcze trochę. Jutro pewnie Ofelia, także już z góry zapraszam.

sobota, 9 lutego 2013

4.



    Dziewczyny przyjechały dość szybko. Byłam kłębkiem nerwów, nie mogłam usiedzieć w jednym miejscu. Bałam się, co może się wydarzyć. Przed wejściem obiecałyśmy sobie, że cokolwiek się dowiemy, wszystko zostanie między nami. Ku mojemu zdziwieniu strych był zadbany. Wszystko było poukładane w pudła, stało parę starych mebli. Najwięcej znalazłyśmy ubranek i zabawek moich, Kostki i Igora. Strasznie rozczuliłam się nad śpioszkami ze Skry, które musiały być chyba moje. Ludmile za to najbardziej do gustu przypadł mały, drewniany konik na biegunach. Siadła na niego i zaczęła się bujać, nucąc pod nosem. Magda wynalazła jakieś teksty mamy, gdy miała 20 lat.
-Słuchajcie, znalazłam analizę ojca Kłosa! – wyszczerzyła się. Z Milą siadłyśmy przy niej, słuchając, co napisała moja mama. – Zawodnik bywa agresywny w stosunku do innych, szczególnie po niedanych akcjach
-To wiemy po kim Mateuszek ma niektóre zachowania – wtrąciła Ludmiła. – Raz bywa milutki a raz gnoi do płaczu.
-Oceniasz go tak, bo to twój były – powiedziałam.
-No wiesz, z tego, co tu czytamy, to równie dobrze twoja mama mogła to napisać po rozstaniu z jego ojcem – Magda popatrzyła na mnie znacząco.
-Nie, błagam, nie uśmiecha mi się bycie przybraną siostrą Mateusza, ile razy mam to powtarzać? – westchnęłam zirytowana. Kubiak pokręciła głową i doczytała resztę pracy. Trudno ukryć, słuchając o starszym Kłosie miałam wrażenie, że słyszę opis młodszego. Byłam zdania, że to wynikało z obiektywizmu mamy, ale podświadomie zaczęłam się tego obawiać. No, i przynajmniej miałam jakieś wytłumaczenie, skąd tyle zdjęć starszego Kłosa-były potrzebne do analizy. Wzięłyśmy się za dalsze poszukiwania. Znalazłyśmy mnóstwo płyt rodziców, kilka z nich postanowiłam wziąć ze sobą, bo wydały mi się dość interesujące. W moje ręce wpadł też gruby zeszyt. Otworzyłam go na stronie, z której wystawała jakaś przyklejona kartka. Okazało się, że to zdjęcie USG.
-Ej, Róża, zobacz, to ty – Magda uśmiechnęła się, pokazując na datę-26.06.2013.  – Nic się nie zmieniłaś!
-Zupełnie, od dnia poczęcia jestem identyczna – mruknęłam i przeniosłam wzrok na stronę obok. – To chyba pamiętnik. No cóż, zobaczmy… 26 czerwca 2013. Maleństwo ma już prawie 5 miesięcy. To dziewczynka. Ilona też była na USG, jej mała urodzi się pewnie w pierwszych dniach września. Zbyszek ciągle powtarza, że powinni nazwać ją Anna, ale Ila powtarza, że to zbyt pospolite i upracie broni Ludmiły… - spojrzałam na Milę, która roześmiała się krótko.
-A ostatnio mi wmawiała, że to ojciec wybrał takie imię – oparła głowę o moje ramię. – Czytaj dalej.
-Sama mam dylemat co do imienia mojego maleństwa. Czuję, że będzie wyjątkowe, więc chcę, by imię odzwierciedlało tą wyjątkowość. Może Michalina? Nie, za bardzo będzie mi się kojarzyło z jej ojcem… - przerwałam czytanie, bo podejrzewałam, że w następnych zdaniach znajdę odpowiedź. Podeszłam do okna i zaczerpnęłam powietrza.
-Róża, nie musimy dalej tego czytać… - powiedziała cicho Magda.
-Muszę – stwierdziłam i wróciłam do dziewczyn, by kontynuować. –Elena mówi, że powinnam nazwać ją jak jedną ze swoich bohaterek. Pomijam fakt, że zafascynowana ‘Wschodem’, nazwała swoją małą Magdalena, a ‘moja’ Magda przecież jest nieudacznicą życiową. Eli uważa, że jest niezwykle słodka i urocza, dlatego tak wybrała. Dobrze, że Kubiak tego nie czytał… - spojrzałam na Madzię, słuchała o sobie ze stoickim spokojem, ręką dała znak, że mam czytać dalej. - Znów zastanawiam się, czy aby dobrze zrobiłam, nie mówiąc Michałowi prawdy. Dochodzę do wniosku, że chyba jednak ta decyzja była słuszna, w końcu on ma rodzinę. Nie mogłabym go odebrać Dagmarze, to byłoby totalne świństwo. Tak, odsunę się w cień. Jestem na tyle silna, by wychować moją córkę sama… Dobra, tak jak czułam, jestem wynikiem romansu z jakimś Michałem… - mruknęłam, zamykając zeszyt. Po moich policzkach zaczęły lecieć łzy, które pospiesznie starłam.
-Oliwier ma ojca Michała i matkę Dagmarę… - zasugerowała Mila.
-Klaudia Bąkiewicz też… - dodała Lena. Schowałam twarz w dłoniach zupełnie nie wiedząc, co mam dalej zrobić. – Ej, Różana, jesteśmy z tobą.
-Wiem, ale same nic nie zrobimy – powiedziałam.
-Amelcia? – spytała Ludmiła.
-Amelcia – potwierdziłam. Zadzwoniłyśmy do niej, ta oznajmiła, że i tak miała nas ściągnąć do siebie, bo ma wolne mieszkanie, poza tym, zabroniła nam czytać ten pamiętnik i kazała nam go zabrać ze sobą.
 Noc spędziłam sama. Nie dotykałam się do zeszytu. Cały czas zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Wiedziałam, że w nim jest odpowiedź, nie wiedziałam tylko, czy rzeczywiście chcę ją znać. Męczyły mnie również konsekwencje tego. Nie chciałam myśleć, jakie durne pomysły mogą przyjść mi po tym do głowy, miałam tylko nadzieję, że nie skończy się to ogólną tragedią. Nie mogąc spać, jeszcze raz weszłam na strych. Znalazłam dwa zeszyty-jeden był, uznajmy pierwszą częścią, a ten drugi trzecią częścią pamiętnika mamy. Ten, co znalazłam z dziewczynami, był drugą częścią ‘trylogii pamiętnikarskiej pani AA’. Skąd to wiedziałam? Na pierwszych stronach napisane były daty. Poza tym, wygrzebałam jakąś płytę z teledyskami. Najbardziej zapadł mi w pamięć jeden, w nim samochód gonił faceta, ten facet nie dał rady uciekać, zorientował się, że spod tego samochodu cieknie olej, zapalił ogień i to samochód zaczął uciekać. Co dziwne, bałam się, że podobnie może wkrótce wyglądać moje życie. Rano do domu przyjechała mama, nie wiem, jakim cudem udało mi się przed nią tak koncertowo udawać. Tata wrócił godzinę przed moim wyjściem na pociąg. Jak patrzyłam na nich to nie mogłam się nadziwić, jak dobrze ze sobą wyglądają. Przytuliłam się do nich bardzo mocno, bo wiedziałam, że nic nie będzie po moim powrocie takie samo. 


----------------------------------------------------------------------------------------------

Chciałam już w tym rozwikłać zagadkę, ale prosaen stwierdziła, żeby jeszcze troszkę pomęczyć, więc nie dodaję. Ten teledysk, o którym mówi Róża to Karma Police.